"
Czy proroctwo o końcu naszego świata powinno nas zatrwożyć? Swoistym końcu ma się rozumieć – takim na miarę ludzkości, bo przecież nie Boga… aczkolwiek – jeśli wziąć pod uwagę ingerencję cywilizacji obcej w nasz rozwój (?), to czy rządzący światem, i nie mówimy tu o marionetkach postawionych na urzędach, nie planują Boga zastąpić i przy pomocy adekwatnych przycisków ten nasz cały system wywindować w kosmos?
Już dzisiaj osiągalne jest zanurzanie się w świat cyfrowy. Można uprawiać seks, prowadzić wojny, w ciele własnego awatara zaglądać do obcych lokalizacji komputerowych. A wszystko bez wychodzenia z domu, bez schodzenia z własnego komfortowego fotela. Ba! Czując się w całości bezpiecznym, bo przecież „nikt mnie nie kontroluje, nie widzi!”. Czybez wątpienia?
Świat widziany oczami Wiktora Pielewina dla zwyczajnego zjadacza chleba jest światem nierealnym, budzącym sprzeciw, zanim się w niego wgłębi… bo i po co nam wiedza, że jesteśmy kontrolowani, że ktoś wysoko nad nami postawiony porusza sznurkami naszych dłoni, nóg, a co najważniejsze UMYSŁÓW.
by poznać sposób myślenia autora, trzeba znacznego samozaparcia, bo książka jego nie jest książką „do poduszki” to nerwy, czasem pozrywane na strzępy, a za chwilę objawienie typu „ależ tak, przecież to logiczne!”, by po chwili trzasnąć książką o blat, wziąć głęboki oddech i otworzyć na ostatnio czytanej stronie – kontynuować swoiste sado-maso własnego rozumienia świata.
Tłumacz, Aleksander Janowski jest przykładem, iż nie trzeba być Rosjaninem, żeby zrozumieć, a choćby rozmiłować się w niełatwym systemie twórczym Pielewina w „Miłości do trzech zuckerbrinów”. "
gratisowy fragment: