1 września 2009 roku, po rozmowie z psychiatrą, z własnej woli zdecydowałam się pójść do szpitala psychiatrycznego na oddział zaburzeń nerwicowych. Po wielu latach leczenia, które wciąż nie przynosiło spodziewanego efektu, doszłam do wniosku, że szpital jest moją ostatnią nadzieją.
Znalazłam się tam, ponieważ chorowałam na zaburzenia odżywiania – bulimię i anoreksję. Wtedy okazało się, że to nie jest mój jedyny ani najważniejszy problem… Gdybym się o nim nie dowiedziała i nie zaczęła sobie z nim radzić, to pewnie chorowałabym nadal albo gorzej – już żeby mnie tutaj nie było.
dzisiaj wiem jedno: jeśli się bardzo chce wyzdrowieć i wyjątkowo wierzy w to, iż można być zdrowym, wówczas jest to osiągalne. Wiara – prawdziwa, szczera wiara – czyni cuda. Nie mówię o zaleczeniu choroby i jej nawrotach.
Piszę o zrozumieniu siebie, dojściu do przyczyn zachorowania i całkowitym, bezpowrotnym wyzdrowieniu. Wyleczeniu się. Kieruję książkę do wszelkich. Do osób, które uważają tę chorobę za zwykły wymysł. Do nastolatek chcących zwrócić na siebie uwagę.
Do osób zakompleksionych. Do rodziców. Wyjątkowo jednak adresuję ją do takich samych dziewczyn i dorosłych już kobiet jak ja. Do tych, które wpadły w koszmar tej choroby i albo się leczą, lecz nie przynosi to takich efektów, jak żeby chciały, albo nie chcą się leczyć, bo im korzystnie z chorobą, albo wstydzą się pójść do psychologa i psychiatry.
Proszę, aby nie traciły nadziei, żeby nie mówiły „nie mogę przestać", tylko w końcu powiedziały sobie „mogę", bo chociaż ta droga jest długa, ciężka i bolesna, to warto ją przejść. Warto znaleźć się na jej końcu, bo tam czeka na nas upragnione szczęście.